Rozdział 2

Mieliście kiedyś wrażenie, że cały wasz świat się wali i co najgorsze, że to wasza wina? To właśnie to uczucie prześladowało teraz biednego Midorimę, który nie mógł się go pozbyć niby nie miał wpływu na co się dzieje z Takao, ale dał chłopakowi powód na uderzenie go...zaniedbał go? Ta myśl nie dawała Midorimie spokoju kilka następnych dni. Nawet kiedy próbował nie był w stanie o tym zapomnieć gdyż jego partner ciągle mu o tym przypominał. Możliwe i nie robił tego celowo Takao nie chciał skrzywdzić Midorimy...zresztą ten Takao, którego Midorima znał nawet nie zdawał sobie sprawy z tego jak bardzo krzywdzi zielonowłosego. Niestety jego druga wersja najwyraźniej całkiem nieźle się bawiła robiąc Midorimie wyrzuty sumie. Często dochodziło do rękoczynów...oczywiście nie do jakiś ciężkich bijatyk broń boże! Zielonowłosy chyba by sobie nigdy w życiu nie wybaczył gdyby podniósł rękę na niebieskookiego...zresztą gdyby Kazunari również był świadomy tego co zrobił też by sobie tego nie wybaczył. Tu właśnie pojawiał się kolejny problem, bo w końcu jak Midorima miałby pomóc chłopakowi w czymkolwiek jeśli nie ma serca powiedzieć mu on w ogóle co się z nim dzieje.
Dzisiejszy dzień miał za to przynieść zmiany w końcu mamy sobotę Takao ma wolne, a Midorima je wziął. Postanowił, że spędzi miły dzień z szatynem w nadziei, że to jakoś go uspokoi. Wysilił się nawet na zrobienie śniadania co, może nie wyszło dokładnie tak jak było zaplanowane, ale liczą się chęci, prawda?
Niestety widok Takao wychodzącego do kuchni wcale nie był pocieszający, ale nie był też przerażający czy deprymujący...i właśnie to tak strasznie przeraziło zielonookiego okularnika. Widok Kazunariego przybitego i bez najmniejszej ochoty na nic nie wzbudzał już w nim żadnych uczuć...może trochę się martwił, ale powoli zaczynał się do tego przyzwyczajać. I to właśnie było takie przerażające. Jak można się w ogóle przyzwyczaić do czegoś takiego? To pytanie pojawiło się głowie zielonowłosego, ale nie odnalazło żadnej pasującej odpowiedzi.
- Takao pomyślałem, że moglibyśmy się dzisiaj gdzieś przejść...
- I niby po co? Myślisz, że jeśli po paręnastu awanturach w końcu zrobisz coś, żeby to polepszyć to ja przestanę tobą gardzić? Mylisz się!
Takao wrócił do sypialni i trzasnął za sobą drzwiami. Zielonowłosy czuł się gorzej niż po jakimkolwiek uderzeniu, które padło...Kazunari nie chciał mu nawet dać szansy. Nikt nie jest sobie nawet w stanie wyobrazić ile chłopak oddałby, żeby w tamtym momencie wywalić się na nos z powodu braku okularów, które zabrałby mu Takao. Tak bardzo nienawidził kiedy chłopak to robił, a tak bardzo mu tego brakowało.
Po godzinie drzwi należące do sypialni znowu się otworzyły.
- Shin-chan? Co ty tu robisz nie powinieneś być w pracy?
Midorima długo zastanawiał się nad odpowiedzią w końcu, może warto spróbować jeszcze raz i zabrać gdzieś ,,normalnego'' Takao. Niby logiczne było, że tak, ale co jeśli byliby w jakiejś restauracji, a chłopakowi by odbiło? Midorima rozważał wszystkie za i przeciw, aż w końcu stwierdził, że każda chwila, którą będzie mógł spędzić z Takao jakiego znał jest bezcenna.
- Tak miałem ochotę zmienić rutynę i spędzić z tobą trochę czasu...miałbyś ochotę gdzieś iść?
- Hm...moglibyśmy pójść do tego wesołego miasteczka. O i sam zrobiłeś śniadanie? Dziwne, że nie było pożaru.
- Zamknij się!
Tak tego właśnie najbardziej brakowało Midorimie. Wszystkich tych kłótni z powodu głupich i lekko obraźliwych uwag Takao.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz